Duże zmiany niewielkim kosztem – metamorfoza salonu

Metamorfoza salonu jest skutkiem czasów w jakich przyszło nam teraz żyć. Znacznie więcej czasu spędzamy w naszych domach. Własnie dlatego zdecydowałam się na to, by za pomocą kilku, niewielkich kroków odmienić tą przestrzeń. Rozsądź się wygodnie i zobacz efekty mojej pracy.

Zaznaczę na wstępie, że nie podążam za trendami. Nie mam jakiegoś określonego stylu. Po prostu lubię otaczać się rzeczami ładnymi, ale przede wszystkim takimi, które coś dla mnie znaczą.

Salon przed zmianami

Przed zmianami salon był dość nijaki i można powiedzieć, że dość pusty. Urządzałam go będąc w ciąży z pierwszym dzieckiem i szczerze mówiąc nie miałam do tego głowy. Jak widać poniżej na zdjęciach szału nie było.

Jaki kolor i jaka farba?

Metamorfoza salonu zaczęła się od malowania, bo jak wiadomo, inny kolor ścian już robi robotę. Zdecydowałam się na szary, w chłodnej tonacji. Choć długo stałam nad wzornikiem, finalnie wybrany przeze mnie kolor, na ścianach okazał się być ciemniejszy.

Zdecydowałam się na farbę GoodHome, kolor Hamptons i będę szczera wybrałam ją absolutnie w ciemno. Teoretycznie miała mieć świetne krycie i być odporna na ścieranie. Obie te zalety mnie przekonały. Zdecydowanie chciałam sobie ułatwić pracę i jak najbardziej zminimalizować ilość warstw nakładanych na ściany. Informacja o wysokiej odporności na ścieranie, też była bardzo istotna i każdy rodzic mniejszych dzieci wie o czym mówię.

Minus jest taki, że już podczas malowania okazało się, że farba jednak aż tak dobrze nie kryje. Finalnie były konieczne dwie, a nawet trzy warstwy, by nie przebijały jasne smugi. Co do odporności na zmywanie to jeszcze się nie wypowiem, bo nie miałam okazji sprawdzać. Mam jednak nadzieję, że chociaż w tej kwestii się nie zawiodę. Wkrótce planuję zmiany również w sypialni i tym razem rozważę chyba jednak farbę innej marki.

Salon po zmianach

No dobrze to przejdźmy do konkretów czyli salonu po metamorfozie.

Zdecydowaliśmy się na drobne zmiany, bo meble które mamy wciąż dobrze się trzymają, więc nie widzę konieczności ich wymiany. Jestem zdania, że niewielkim kosztem można uzyskać całkiem fajny efekt, bez konieczności zmiany wszystkiego.

szary salon

W domu pojawiło się więcej kwiatów, choć już przed remontem było ich całkiem sporo. Ten dość biedny fikus beniamin jest z odzysku. Ktoś się go pozbył, a ja przesadziłam go do większej doniczki z lepszą ziemią i mam nadzieję, że dam mu drugie życie.

szary salon

W całej tej metamorfozie salonu, nie bez znaczenia są plakaty na ścianach. A tak szczerze mówiąc mam wrażenie, że to one robią tu całą robotę. Dobór plakatów nie był przypadkowy. Po pierwsze plakaty DESENIO znam, bo zdobią również ściany mieszkania w Ustroniu, co mogliście zobaczyć TUTAJ. Tym razem wybrałam jednak nieco inny styl. Ponieważ mam w tym pomieszczeniu całkiem sporo roślin uznałam, że tym razem zamiast motywu roślinnego, postawię na coś, co będzie się wiązało ze wspomnieniami.

szary salon

Każdy z tych plakatów, kojarzy mi się z czymś pozytywnym, dlatego tak dobrze się czuję w tym wnętrzu. Lubię ten moment gdy siadam rano z kubkiem gorącej kawy i patrząc na te plakaty wracam wspomnieniami do cudownych chwil jakie przeżyłam podczas ubiegłorocznego rejsu jachtem z Chorwacji do Włoch.

szary salon

Ogólnie muszę przyznać, że metamorfoza tego salonu nie należała do łatwych. Przede wszystkim ze względu na czerwone kanapy, które już mamy. Natomiast tak jak mówiłam, nie chcieliśmy zmieniać mebli, więc kanapy musiały zostać i trzeba było tak wszystko połączyć by do siebie ładnie pasowało.

Kilka słów też o poduszkach w odcieniu butelkowej zieleni. Ogólnie powstały z myślą o sypialni, gdzie powoli przymierzam się do zmian i pojawiły się tam już zasłony właśnie w tym kolorze. Muszę się pochwalić, że poszewki uszyłam sama z pozostały resztek po skracaniu zasłon.

Usłyszałam opinię, że łączenie zieleni z czerwienią to szczyt bezguścia, ale wiecie co? Mi to połączenie nawet pasuje. Nie wiem czy zostaną na stałe, ale póki nie zdecyduję jaki inny kolor poduszek wybrać zostaną własnie te.

Jeśli macie jakiś pomysł jaki kolor powinnam wybrać piszcie w komentarzach!

Kod zniżkowy

Mam dla was kod zniżkowy PRAWIEIDEALNA25 25% na plakaty (z wyłączeniem ramek i plakatów z kategorii Handpicked/Collaborations/ Personalizowane) w DESENIO, ważny od 23 do 29 czerwca br.

Zaobserwujcie @desenio po więcej plakatowych inspiracji!

Na moich ścianach znajdziecie m.in. plakaty: GRAND CANAL VENICE, THE ADVENTURE BEGINS, PINK FLOWER WALL, TIME IN PARIS PLAKAT, MEDITATION PLAKAT, SAILING, ONLY LIMIT, A SIP OF WINE, SITTING IN THE WINDOW

 

Tych którzy preferują treści wideo zapraszam na film.

https://youtu.be/5xxrEjkLOQs

Po więcej z życia wziętych pogadanek, zapraszam na Youtube Instagram.
Joanna Malinowska

Jak pandemia wpłynęła na nasze funkcjonowanie

Jak pandemia wpłynęła na nasze funkcjonowanie?

Czuję się jak w klatce? Zamknięta w czterech ścianach przez pandemię.
Tylko ja, moje obowiązki służbowe oraz edukacja dzieci. Niby niewiele, a jednak czuję, że zbyt wiele.

Koronawirus wpłyną na nasze życie. Zamknął nas w domach i ograniczył wolność.

Próbuję nie zwariować i być dobrym przykładnym rodzicem. Nie jest łatwo. Też tak masz? Najgorzej gdy chcę chwili spokoju, a nie ma gdzie uciec.

Jestem zmęczona, choć przecież całymi dniami SIEDZĘ w domu. Tak, celowo napisałam z dużych liter, bo to siedzenie w domu zawsze było odnbieranie, jako siedzenie i nicnierobienie.

To jak wygląda moje siedzenie i nicnierobienie w czasie pandemii?

No powiem Ci, że ledwo oczy otwieram już czuję się zmęczona i średnio chce mi się z łóżka wstawać. Mimo to zwlekam swój, coraz większy tyłek i idę po kawę, bo nadal się łudzę, że ona postawi mnie na nogi.

Nie stawia.

Więc wracam na palcach, z ciepłą kawą wprost do łóżka. Na paluszkach, z nadzieją, że uda mi się ją wypić w ciszy. Czasem się udaje, ale nie będę ściemniać, prawda jest taka, że raczej rzadko…

Pandemia, a rutyna dnia codziennego

Potem wstają dzieci i zaczyna się codzienna walka o to by się ubrali, umyli zęby, zjedli śniadanie i siedli do lekcji. Trwa to zazwyczaj kilka godzin. Ot taka nasza poranna rutyna.

Niestety podczas lekcji wcale nie jest lepiej. Chłopcy różnią się wiekiem więc mają różny materiał do przerobienia, co oznacza tylko jedno… Kłopoty.
Oczywiście zawsze jest porównywanie, kto ile zadań ma do przerobienia. Kto ma łatwiejsze, a kto trudniejsze i dlaczego tak jest. No naprawdę po tylu miesiącach takiego rytuału, czasem siadam i łapię się za głowę, bo przecież już tyle razy to tłumaczyłam, że mogli by w końcu chcieć to zrozumieć.

Nie wiem jak u Was, ale u nas takie nauczanie trwa czasem nawet cały dzień. Serio nie przesadzam. Przed każdym kolejnym zadaniem musimy zaliczać wycie i marudzenie, już nie wspomnę o przerwach, które oczywiście muszą być, dla zdrowia psychicznego nas wszystkich. Minus jest taki, że taka przerwa jest zawsze przeciągana do granic możliwości, a zachęcenie chłopców z powrotem do lekcji trwa wieki.

Wieczorem, pozbawiona energii i głosu, bo zdarłam go podczas nawoływania dzieci do wykonywania zadań, jedyne o czym marzyłam to położyć się i zasnąć. Nie wiem jak to wygląda u Was podczas pandemii, ale u nas ja zazwyczaj jestem już ledwo żywa koło 19-tej, za to chłopcy zasypiają między 22 a 23…
W takiej sytuacji raczej mogę zapomnieć o wieczorze tylko dla siebie.

Czy jestem złą matką?

Tak sobie myślę, co ja robię nie tak? Czy u Was wszystkich też jest tak ciężko? Ogólnie zdaję sobie sprawę, że dla dzieci pandemia też może być czymś strasznym, niepokojącym i nie do końca radzą sobie z tym, że muszą siedzieć w izolacji z dala od rówieśników i atrakcji typu place zabaw. Być może to co się dzieje w naszych domach to sposób na radzenie sobie z ta nową sytuacją? Wiem, że dzieciom też trzeba pomóc, tylko, że czasem czuję, że i mi jest ciężko. Jak zmobilizować kilkulatka do nauki w domu? W jaki sposób uspokoić skołatane nerwy, gdy słyszysz wycie przed niemal każdym kolejnym zadaniem? Jak poradzić sobie z buntem dzieci, dla których dom nie kojarzy się z nauką i lekcjami? Jak odnaleźć się w roli nauczyciela, gdy czujesz że to kompletnie nie twoja bajka?

To pytania, które pozostawiam bez odpowiedzi. Kompletnie nie czuję się wzorcem do naśladowania, liczę raczej na fajną inspirującą rozmowę w komentarzach.

Podsumowując

Wylałam swoje żale, bo potrzebowałam. Być może przeczyta to inna sfrustrowana matka i pomyśli sobie, spoko nie tylko ja nie daję sobie rady z nauczaniem moich dzieci. Może będzie Ci wtedy trochę lżej? Mamy prawo być zmęczone i sfrustrowane. Nie krytykujmy się. Po prostu spróbujmy odnaleźć się w tej nowej sytuacji, by było choć trochę łatwiej.

A i jeszcze jedno. Jak mi ktoś powie, że to przecież moje dzieci i powinnam sobie z nimi radzić, to chyba uduszę. Bo i owszem radzę, ale nie pisałam się na bycie nauczycielem. To nie jest moja pasja, powołanie, czy praca za którą mi płacą. Nigdy nie czułam się dobra w nauczaniu i bynajmniej nie był to mój plan na życie. Więc jeśli masz w planie pocisnąć mi jakiś negatywny komentarz to naprawdę sobie daruj. To nie jest ten moment i ta potrzeba. Liczę raczej na poklepanie po plecach i powiedzenie, masz przesrane, rozumiem Cię, mamy podobnie. Dajcie znać jak wpłynęła na Was pandemia. Wszelkie wskazówki jak sobie radzicie w tych dziwnych czasach na pewno będą pomocne. Dasz radę być miła dla sfrustrowanej matki?

 

Po więcej z życia wziętych pogadanek, zapraszam na Youtube Instagram.

Joanna Malinowska

Dokąd zmierza Instagram – jak działa i co się zmieniło w ostatnim czasie

Instagram to duże medium społecznościowe, które pochłonęło do tego stopnia, że już niemal każdy z nas posiada tam konto. Co gorsze spędzamy tam nawet kilka godzin dziennie!

Sama swoje konto prowadzę już od 5 lat, więc mam spore doświadczenie w tej kwestii. Włożyłam w to medium ogrom pracy i pieniędzy. A wszystko po to by moje konto wyglądało tak, a nie inaczej. Dawny Instagram kojarzył mi się z fajną społecznością, ale dzisiaj to już chyba przeszłość.

Co się zmieniło?

Instagram nie działa już według starych zasad. Regularne aktualizacje sprawiają, że już chyba nikt nie nadąża za ciągłymi zmianami.

Kiedyś wystarczyło wrzucić zdjęcie i ono wyświetlało się odbiorcom. Dzisiaj to Instagram decyduje komu się pokarzemy, a komu nie.
No i dla mnie to jest właśnie ta największa i trochę zaporowa zmiana. Bo co zrobić żeby Instagram chciała pokazać moje zdjęcie moim odbiorcom?

Jak działają hasztagi

Hasztagi – czarodziejski znacznik, który powoduje, że nasze zdjęcie pojawia się pod konkretnym hasztahiem, np. #sukienka. To ma pomóc w wyszukiwaniu konkretnych treści. Tylko czy aby na pewno tak działa?

Dodawanie hasztagów może być zgubne i warto o tym wiedzieć.
Jeśli dodajesz hasztagi zgodnie z zasadami Instagrama to powinny przynieść Ci same korzyści, ale to niestety nie jest takie proste

Istnieje lista hasztagów które są zbanowane, czyli są na tak zwanej czarnej liście i ich używanie powoduje, że jesteście niestety nie widoczni. Efekt? Twoje piękne zdjęcie nie wyświetla się pod hasztagami, które tak skrupulatnie dobierałeś do swojego cudownego zdjęcia.

Ogólnie ktoś może powiedzieć, że co to za problem, po prostu nie używaj zakazanych hasztagów. A no problem jest taki, że lista hasztagów jest płynna i choć słowo, które z naszej perspektywy jest niegroźne, dla Instagrama niestety może być.

Przykład?
Dajmy na to: #boho #brain #like #ig
Ja akurat nie wiążę tych słów z niczym złym i nie wpadłabym na to, że używanie tych ich spowoduje, że mój profil stanie się jeszcze bardziej niewidoczny…

Dodam jeszcze, że te pozycje są zbanowane na dzień dzisiejszy. Co oznacza, że jutro te słowa mogą być już dozwolone. Prawa Instagrama… :/
Wychodzi więc na to, że weryfikacji powinniśmy dokonowyać za każdym razem przed dodaniem nowego zdjęcia, by nie narazić się na shadowbana.

instagram

Dla ułatwienia można też skorzystać z aplikacji i stron ułatwiających taką weryfikację np. Hasztagban, ale oczywiście trzeba o tym pamiętać i znaleźć na to czas. Dodam tylko, że takich stron i aplikacji jest całkiem sporo, ja akurat jeśli sprawdzam hasztagi to zazwyczaj za pomocą tej stronki. Prawda jest jednak taka, że rzadko o tym pamiętam i po prostu zazwyczaj tego nie robię.

Czy Instagram widzi wszystko?

Cóż z pewnością Instagram widzi dużo 😉 Czyli ja, zabiegany człowiek, który chce sobie usprawnić pracę, korzystający z aplikacji do planowania postów, obcinam sobie zasięgi.
Nie wiem na ile to prawda, ale ponoć IG widzi wszelkie działania na zasadzie kopiuj wklej. Czyli nawet jeśli chcesz sobie ułatwić życie i piszesz post na komputerze, a potem wysyłasz go sobie na maila i potem kopiujesz treść i post gotowy, to też obcinasz zasięgi. Bo takie działania są traktowane jako mechaniczne, a wszelkie działania botów są blokowane.

Osobiście akurat w tę teorię nie wierzę i korzystam z aplikacji Preview, bo ułatwia mi życie i pozwala zaplanować posty z wyprzedzeniem. Jeśli dbasz o estetykę swojego profilu, to z pewnością ma dla Ciebie znaczenie kolejność poszczególnych zdjęć. Feed profilu powinien być spójny, a za pomocą tej aplikacji łatwiej mi to ogarnąć. Jest to o tyle fajne, że mogę sobie zaplanować również treść publikowanego posta i potem go tylko wyeksporować. Jedyne o co dbam, to to by hasztagi nie były identyczne pod każdym zdjęciem. Pilnuję by były różne i nawiązywały treścią do zdjęcia.

Instagram nas ogranicza

To już nie jest tak jak było kiedyś. Właśnie ta ilość nakazów i zakazów powoduje, że coraz mniej czasu poświęcamy ludziom, którzy stoją za poszczególnymi profilami. A wszystko dlatego, że coraz więcej czasu musimy poświęcać na weryfikację treści które publikujemy. Ograniczenia dotyczą nie tylko poszczególnych hasztagów, ale również ich ilości i kolejności. Do tego dochodzą ograniczenia w postaci ilości lajków jakie możecie zostawić pod zdjęciami w ciągu godziny, a także komentarzy.

Serio? No po prostu zaczyna to być jakaś aplikacja reżimowa, która nie tylko decyduje co mam zobaczyć, ale też co mogę skomentować i polajkować. No bo wiadomo, są ograniczenia więc trzeba się dobrze zastanowić czy na pewno chcę zostawić komentarz, czy serduszko, pod danym zdjęciem…

Ehhh… Tęsknię za dawnym IG i swobodą którą dawał.

Dokąd zmierza Instagram?

Czuję się zdezorientowana ciągłymi zmianami, bo już sama nie jestem pewna jak działa Instagram. Jedno wiem na pewno, ogranicza naszą swobodę publikacji i zaangażowania pod zdjęciami.
Po tylu latach pracy włożonej w to medium czuję się oszukana i zniesmaczona.

Instagramie dokąd zmierzasz?

 

Po więcej z życia wziętych pogadanek, zapraszam na Youtube Instagram.

Joanna Malinowska

Co warto kupić w Niemczech

Co warto kupić w Niemczech? O zakupach w Niemczech słyszymy całkiem sporo. Usługi w tym kraju, typu fryzjer, mechanik, itp. są dość drogie. Za to jest sporo rzeczy, które po prostu warto kupić w Niemczech.

Co najczęściej kupujemy w Niemczech?

Do takich rzeczy bezwzględnie należy niemiecka chemia. Wszelkiego rodzaju proszki słyną z lepszej jakości, więc Polacy chętnie je kupują. Sama przywiozłam ogromny proszek do prania i kilka odplamiaczy, ale dzisiaj skupimy się na innych produktach.
Żele pod prysznic, szampony, balsamy itp. też mają niższe ceny niż w Polsce, dlatego zawsze jak wyjeżdżam do Niemiec robię sobie małe zapasy.

Co warto kupić w Niemczech?

Produkty Balea

Tym razem bardzo się ograniczyłam, bo jako blogerka zdecydowanie nie narzekam na niedobór kosmetyków. Jako, że bardzo lubię pachnące żele Balea, musiałam zajrzeć do sklepy DM i kupiłam sobie trzy poniższe zapachy.

Potwierdzam, pachną obłędnie i kosztują grosze, bo 0,55€.

Z firmy Balea kupiłam trzy suche szampony. Każdy inny, więc będzie co testować. Lubię suche szampony, więc liczę, że i te mnie nie zawiodą.
Cena, to zawrotne 1,95 €

Nie jestem fanką mgiełek. Są ok. ale jednak wolę używać perfumy. Mimo to z czystej ciekawości kupiłam również mgiełkę do ciała z edycji limitowanej.
Cena to jedyne 1,95 €. Żal było nie wziąć zwłaszcza, że zapach jest przyjemny i orzeźwiający, a latem w sumie takie lekkie zapachy lepiej się sprawdzają, niż ciężkie perfumy.

Produkty do makijażu

Nie byłabym sobą gdybym nie kupiła też czegoś makijażowego. Gąbeczek nigdy za wiele, więc kupiłam kolejną. Ta jest w kolorze szarym, z jednej strony skośno ścięta. Ebelin jest do linia produktów makijażowych sklepu DM. Mam już w swojej kolekcji jeden pędzelek do blendowania, teraz do kolekcji doszła jeszcze ta oto gąbeczka.
Cena 2,45 €

Moje brwi nie mają idealnego kształtu, więc codziennie nadaję im odpowiedni kształt. Mam kilka ulubionych produktów do brwi, ale prawda jest taka, że lubię je zmieniać i testować kolejne. Tą kredkę polecała kiedyś Mirella na swoim kanale i uznałam, że sprawdzę ją również ja 😉
To kredka Catrice w kolorze 030 Dark, bardzo precyzyjna, ale dość miękka, więc chyba nie będzie zbyt wydajna.
Cena 2,95 €

Buszując między pułkami natknęłam się na nowości marki Catrice i nie mogłam przejść obojętnie obok tego bronzera. Testowałam go już kilka razy i zdecydowanie trafia na listę moich ulubieńców.
Cena 4,95 €

W komatycznych nowościach znalazła się też poniższa pomadka firmy L’Oréal

Mój kolor to 820. Na ustach wygląda bardzo ładnie, bo to zbliżony kolor moich ust, tylko bardziej intensywny. Pomadka tania nie była, ale bardzo się cieszę z jej zakupu, bo naprawdę świetnie się ją nosi na ustach.
Cena 9,95 €

Produkty do pielęgnacji

Już niemal na koniec coś nawilżającego. Balsam do ust Blistex. Mega nawilżający o delikatnym przyjemnym zapachu. Uwielbiam tą pomadkę i z pewnością zagości w mojej torebce już na stałe.
Cena 1,25 €

Żeby nikt nie powiedział, że jestem najgorszą żoną świata.
Uciszając gromki śmiech, na swoją obronę powiem tylko, że mój mąż należy do tych, którzy niczego nigdy nie potrzebują 😉
Ten typ tak ma i nawet na ten mini kremik nie zareagował zbyt entuzjastycznie 😉
Cena – nie mam pojęcia hahaha

To już wszystkie kosmetyczne zdobycze. Nie jest tego dużo, bo warto zachować w tym wszystkim rozsądek.
Jeśli masz jakieś sprawdzone produkty daj znać co warto kupić w Niemczech. Pewnie będę tam znowu za rok, więc może coś podpatrzę.

A tymczasem do następnego :*


Nie zapomnijcie zajrzeć na Instagram i YouTube, tam też sporo się dzieje 😉

Joanna Malinowska

RELAN – czy tabletka pomoże w depresji?

Kiedy słyszysz słowo depresja od razu następuje etap zaprzeczenia. Nie, mnie to nie dotyczy. Przecież depresja dotyka tylko osoby słabe. Wszystko u mnie ok. mam tylko chwilowy spadek formy.
Możliwe że tak właśnie jest i wystarczy trochę odpocząć, nabrać sił, by znowu działać na pełnych obrotach. Ale jeśli możesz sobie pomóc w naturalny sposób, to właściwie czemu nie?

Powód do wstydu

Do dzisiaj pamiętam jak kiedyś zaproponowałam przyjaciółce, by wybrała się do lekarza. Od miesięcy chodziła jak struta, bez energii do życia i ze zwieszoną głową.

Obraziła się.

No bo przecież jak mogłam zasugerować, że ma jakiś problem. Ma. I myślę że nadal sobie z nim nie poradziła, ale brakuje jej odwagi by sobie pomóc.

Pierwszy krok

Najważniejsze to przyznać przed sobą, że problem jest. Bo jeśli dostrzegasz, że czujesz się rozdrażniona, masz częste wahania nastroju, dopada Cię wielotygodniowa niemoc i bezsilność, to sygnał, że coś jest nie tak.

Przede wszystkim nie czekaj aż sytuacja zajdzie za daleko. Jeśli czujesz się osłabiona, a entuzjazm gdzieś opadł, to nie czas by od razu sięgać po antydepresanty, ale najlepszy na pierwszy krok. Właśnie wtedy warto sięgnąć po odpowiedni suplement diety, taki jak Relan. Nikt nie musi wiedzieć, że masz gorsze dni, ważne, że Ty o tym wiesz i masz świadomość, że możesz sobie pomóc.

Oczywiście długotrwały spadek mocy nie zawsze oznacza depresję, ale jeśli czujesz, że sytuacja wymyka Ci się spod kontroli, wybierz się do lekarza i opowiedz o swoich odczuciach. Nie wstydź się, lekarz jest po to żeby Ci pomóc, a nie oceniać.

Tabletka szczęścia

Czy naprawdę jedna tabletka może odmienić Twoje życie?
Jedna raczej nie 😉 Ale odpowiednia suplementacja pomoże poprawić Twoje samopoczucie.

Relan

Dlaczego Relan?

Wygrał rozsądek i dobry skład, gdyż Relan zawiera tylko standaryzowane ekstrakty. Kompleksowy zestaw naturalnych składników koi nerwy, zwalcza stres i poprawia nastrój.

Relan to produkt wegański, który nie zawiera w sobie sztucznych składników i jest robiony według zasad Clean Label. Do tego ten zaskakujący skład, czyli:

  • ekstrakt z skórki słodkiej pomarańczy (20% limonen) – Serenzo TM
  • ekstrakt z korzenia żeń-szenia koreańskiego (5% ginsenozydów)
  • witamina B6
  • ekstrakt z korzenia i liści witanii ospałej (10% glikozydów witanolidowych, 32% oligosacharydów) Sensoril ®
  • ekstrakt z ziela dziurawca zwyczajnego (0,3% hypercyny)
  • niacyna (witamina B3, witamina PP)
  • ekstrakt z kwiatu rumianku pospolitego (5% apigeniny)
  • ekstrakt z słupków szafranu (3% krocyny) – Saffr’Activ®.

Oznaczenie [%] to nic innego, jak procentowa zawartość substancji aktywnych, jakich możesz się spodziewać w poszczególnych składnikach. Być może nie wiesz, ale to właśnie ich zawartości czyni suplement skutecznym.

skład Relan

Podsumowując:

Relan to naturalny antydepresant, który ma niwelować skutki depresji, stresu i złego samopoczucia. Mieszanka precyzyjnie dobranych i niezwykle skutecznych ekstraktów roślinnych ma też inne działania:
– polepsza komfort snu,
– poprawia pamięć i koncentrację,
– pozytywnie działa na serce.

Dziękuję, że dotarłaś do końca tego tekstu. Wiem, że depresja to nie jest łatwy temat, ale prawda jest taka, że dotyka coraz większej ilości ludzi i to w różnym wieku. Nie bójmy się szukać pomocy i walczyć o lepszy stan naszego ducha. Nie bójmy się też pomóc najbliższym gdy widzimy, że ich świat nabrał czarnych barw.

Do następnego, a póki co tradycyjnie zapraszam na codzienną dawkę stories. Instagram to chyba mój drugi dom 😉

Joanna Malinowska